Portugalia - piękne Algarve cz. 2

Dzień 4 – Kolejny dzień, kolejne plaże Praia dos Tres Irmaos – Fortaleza do Sagres – Praia do Beliche
 
No bo w końcu po co się przyjeżdża do Algarve, jak nie plażować. Tym razem przed południem odwiedzam Praia dos Tres Irmaos w okolicy miasteczka Alvor. Cała plaża w Alvor jest długa, szeroka i piaszczysta, ale na jej wschodnim krańcu zaczyna się to co najciekawsze. Czyli formacje skalne. Przechodzimy przez skalne łuki, tunele i za każdym z nich czeka nas kolejny kawałek plaży i kolejne ciekawe skały. Można tak iść dość daleko, trzeba tylko uważać na przypływ, bo wtedy powrót może okazać się mocno utrudniony. Po spacerze wśród skał oczywiście znalazłam czas na odpoczynek na złotym piasku.
 

Wczesnym popołudniem udałam się znów w kierunku Cabo de Sao Vicente, ale moim głównym celem była Fortaleza de Sagres, czyli teren dawnej twierdzy położonej na skalistym półwyspie. Po samej twierdzy dużo nie zostało, a otaczające ją mury są współcześnie odbudowane i niestety bardzo to widać. Warto jednak pójść na spacer ścieżką wokół półwyspu, bo widoki są tego warte. Jest tam też zrobiona ścieżka edukacyjna, opisująca florę i faunę tego terenu. W środku półwyspu jest głęboka „dziura” w skałach, do której można zajrzeć i zobaczyć wlewającą się tam wodę z oceanu. Na całym terenie, tak jak na pobliskim Cabo de Sao Vicente wieją bardzo porywiste wiatry, które skutecznie obniżają odczuwalną temperaturę, nawet w pełnym słońcu. Polecam więc wziąć ze sobą coś z długim rękawem.
 

Widok na niedaleki Cabo de Sao Vicente

Pod wieczór dotarłam do pobliskiej, sławnej Praia do Beliche, plaży często opisywanej jako jedna z najlepszych w Portugalii. Rzeczywiście jest bardzo ładnie, chociaż mi do gustu akurat bardziej przypadły kameralne plaże z wymyślnymi formacjami skalnymi. Ta ma w każdym razie najfajniejszy, drobniuteńki, miękki piasek, co jednak w połączeniu z wiejącym tu mocno wiatrem oznacza, że piach ma się wszędzie, we włosach, oczach, nie mówiąc już o plażowej torbie. Ze wszystkich plaż, które odwiedziłam, tu były też największe fale.


Wieczorem postanowiłam jeszcze raz podjechać na Cabo de Sao Vicente, w celu obejrzenia zachodu słońca, w końcu z plaży Beliche to tylko kilkaset metrów. Sytuacja z poprzedniego dnia się jednak powtarza, za mną piękne błękitne niebo, a nad przylądkiem ciemne chmury. No trudno...


Dzień 5 – Do trzech razy sztuka Praia de Marinha – Praia do Camilo – Cabo de Sao Vicente

Zaczęłam jak zwykle od plaży. Tym razem trochę dalej na wschód, pomiędzy miejscowościami Carvoeiro i Armacao de Pera – Praia de Marinha. Zdecydowanie w moim guście. Wysokie klify i turkusowa woda tworzą malowniczy krajobraz.


Po kilku godzinach plażowania wróciłam do Lagos i z racji tego, że to mój ostatni dzień w Algarve, pochodziłam trochę po centrum w poszukiwaniu pamiątek. Z zakupami poszło sprawnie, a że godzina była jeszcze wczesna, odwiedziłam znaną mi już Praia do Camilo.

 
A wieczorem... tak, tak, pojechałam obejrzeć zachód słońca na Cabo de Sao Vicente, zawzięłam się, a co. I powiedzenie „do trzech razy sztuka” się sprawdziło, tym razem zastałam bezchmurne niebo. Czy warto? No cóż, większe wrażenie chyba robią wysokie klify oświetlone ciepłym światłem, niż samo słońce chowające się w wodzie. Ale obowiązkowy punkt zaliczony :) Chociaż, pomimo przygotowania na wietrzne warunki, odczuwalna temperatura i tym razem mnie pokonała. Zachód obejrzałam z samochodu (ach ta panoramiczna szyba :) ). Warto przyjechać wcześniej i zając samochodem strategiczną miejscówkę, z której roztacza się dobry widok. No i warto nie zwlekać z odjazdem, zanim cały tłum dotrze do swoich aut, bo wtedy to korek gwarantowany.

  
Po zachodzie szybko wróciłam do hotelu. Pakowanie i o 3 nad ranem wyjazd w kierunku Faro, na lot, który zabierze mnie do Porto.

Komentarze