Jezioro Cheow Lan, czyli krótka ucieczka od cywilizacji


Chcielibyście czasem spędzić chwilę na odludziu, bez internetu, zasięgu komórkowego a nawet prądu, ale za to w cudownych okolicznościach przyrody? W takim razie wyprawa na jezioro Cheow Lan w Tajlandii będzie dla Was idealna.
Jezioro to jest częścią Parku Narodowego Khao Sok w prowincji Surat Thani na południu Tajlandii. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu jeziora tam nie było - powstało po zbudowaniu tamy na rzece i zatopieniu wielkiego obszaru. Obecnie trudno w to uwierzyć. Z wody wystają monumentalne wapienne skały, a brzegi porasta dzika dżungla.
Na jeziorze powstało kilka bardzo prostych ośrodków z bambusowymi domkami na tratwach. Najlepszą opcją, żeby spędzić tam noc jest wykupienie wycieczki - sprzedają je chyba wszystkie agencje czy ośrodki w wiosce przy bramie parku narodowego. Wycieczka obejmuje transport, posiłki i kilka dodatkowych atrakcji. Wiem, że można wykupić też sam nocleg, jednak i tak trzeba będzie potem zorganizować sobie transport łodzią przez jezioro - ośrodki z domkami położone są wiele kilometrów od najbliższych dróg.

Jak wygląda cała wycieczka? Rano busik odbiera uczestników z hotelików w miasteczku Khao Sok. U nas było to 10 osób. Złożyło się tak, że siedmioro uczestników było z Polski - całkiem przypadkowo, wcześniej się nie znaliśmy. Ale bardzo mnie to nie dziwi, Tajlandia naprawdę przeżywa prawdziwy najazd naszych rodaków :)
Busik zawozi nas do przystani położonej w okolicy tamy na jeziorze i tam przesiadamy się na łódkę. Ruszamy w stronę naszych domków na wodzie, ale po drodze zahaczamy też o najbardziej malownicze miejsca na jeziorze.


Po długim płynięciu docieramy do naszego ośrodka. Nazywa się Kri Sorn i oprócz domków znajduje się tu też stacja strażników parku.


Domki są super proste, w każdym znajdują się tylko materace i poduszki. Wychodzi się prosto na pomost, nie ma tu żadnych barierek ani zabezpieczeń, więc trzeba uważać, zwłaszcza jeśli ktoś jest na przykład z dziećmi (albo nie umie pływać :) ). Woda jest głęboka, jezioro ma podobno głębokość nawet 70 metrów, ale i przy pomostach musi być już dość głęboko - dna nie widać, mimo, że woda jest bardzo przejrzysta. Duża waga przywiązywana jest zresztą do kwestii bezpieczeństwa, nasz przewodnik upomina nas często, żeby nosić kamizelki ratunkowe (są na wyposażeniu każdego domku i na każdej łodzi). Właściwie jest to nawet obowiązkowe, nawet podczas przebywania na pomostach i bezwzględnie na łódkach.
Po zakwaterowaniu w domkach i krótkim czasie wolnym mamy obiad. Ośrodek ma swoich kilku pracowników, którzy tam na stałe przebywają i to oni gotują. Jedzenie jest typowo tajskie i bardzo smaczne.
Następnie w programie jest wycieczka - u nas była to wyprawa do dżungli nad wodospad. To jaka wycieczka akurat będzie się odbywała zależy od kilku czynników, ale zawsze przewodnik decyduje, oprócz wodospadu może być również jaskinia, albo wchodzenie na punkt widokowy. Do jaskini nie można jednak wchodzić w sezonie deszczowym.
U nas okazało się, że wyprawa "do wodospadu" jest tak naprawdę wyprawą "wodospadem" :). Czyli idziemy cały czas w górę po wodzie. Wcale nie jest to takie bardzo proste, no i trzeba się liczyć z tym, że wróci się przemoczonym. Zwłaszcza jeśli chodzi o buty, nie ma możliwości, żeby zostały suche. Nasz przewodnik i sternik naszej łódki jednak mocno pomagali, jeśli ktoś miał w którymś miejscu problemy. (Na końcu dodaję film, tam dobrze widać jak wyglądała droga przez dżunglę)


Wracamy do domków, ale po krótkiej przerwie znów pakujemy się do łódki i płyniemy na "safari" czyli poszukiwanie zwierząt. Takie safari są dwa - o zachodzie i o wschodzie słońca, wtedy zwierzęta są najbardziej aktywne i nie chowają się gdzieś głęboko w dżungli przed słońcem. Najlepszy czas na oglądanie zwierząt to podobno pora sucha, wtedy poziom wody jest niski i zwierzęta wychodzą z dżungli aby podejść do jeziora. My byliśmy pod koniec pory deszczowej i woda była jeszcze na tyle wysoka, że sięgała granicy drzew, zwierzęta więc nie musiały wychodzić na otwarty teren. Widzieliśmy jednak na drzewach dużo małp - kilka różnych gatunków, w tym gibony, które wydają niesamowite odgłosy, a także mnóstwo ptaków, na przykład przepiękne tukany.


Po wieczornej wycieczce usiedliśmy do kolacji, po której nasz przewodnik jeszcze długo siedział z nami i opowiadał różne historie. W ogóle z przewodnikiem trafiliśmy bardzo dobrze, miał bardzo dużą wiedzę na temat flory i fauny parku narodowego, również o zagadnieniach związanych z ochroną środowiska i bardzo ciekawie potrafił ją przekazywać.
Późny wieczór spędziliśmy już na tarasach przed swoimi domkami. Po godzinie 23 zapadła ciemność, którą rozświetlał tylko księżyc w pełni. Elektryczność w ośrodku działa tylko w godzinach 18-23, potem przydają się latarki :)


 Około 6 wyruszyliśmy na kolejne poszukiwanie zwierząt, a po powrocie mieliśmy kilka godzin wolnego. Wykorzystaliśmy to na kąpiele w jeziorze i pływanie kajakiem po okolicy.





Wszystko co dobre szybko się kończy, tak więc pozostało nam już potem tylko zjeść obiad i popłynąć z powrotem do cywilizacji.

Na koniec filmik z całej wycieczki:




Informacje praktyczne:
Wycieczkę kupiliśmy w ośrodku Our Jungle House, w którym mieszkaliśmy będąc w Khao Sok. Kosztowała 2500 THB za osobę.
W ośrodku na wodzie tak jak pisałam warunki są bardzo proste, elektryczność działa w godzinach 18-23, w domkach jest to tylko żarówka w środku i na tarasie. Telefon można podładować w części jadalnej, ale i tak nie ma po co bo nie ma zasięgu. 
W oddzielnych budynkach są toalety, umywalki i jeden prysznic.
Trzeba pamiętać, że na wyprawie do dżungli można się zamoczyć i pobrudzić. Warto mieć odpowiednie buty, u nas bardzo dobrze sprawdziły się sportowe sandały, myślę, że dużo lepiej niż typowo sportowe obuwie u innych.
W ośrodku są kajaki i można z nich korzystać za darmo.


Komentarze