Dlaczego nie podobało mi się w Porto?

Ale jak to? W Porto? Nie podobało się? Niemożliwe!
Już się tłumaczę. Niestety jest w tym sporo mojej własnej winy. Wymyśliłam sobie, że jak już lecę do tej Portugalii, to po co tylko Algarve, można zwiedzić coś jeszcze. Zwykle lubię intensywne wyprawy, tu jednak nałożyło się kilka różnych czynników. Na pewno wstanie o 3 i prawie nieprzespana noc miała duże znaczenie. W Porto wylądowałam około 7 rano i już czułam się trochę zmęczona. Na zwiedzanie miałam kilka godzin, bo lot powrotny startował o 16. Pojechałam metrem do centrum i zostawiłam bagaże w szafkach na stacji. (Swoją drogą ktoś miał niezłą wyobraźnię nazywając tramwajo-pociąg metrem :) )
Tak się złożyło, że wylądowałam w Porto dzień po święcie nazywanym Festa de Sao Joao, podczas którego całe miasto wylega na ulice i świętuje. No i niestety to co poprzedniego dnia wieczorem na pewno było fajną zabawą, rano pozostawiło po sobie obraz nędzy i rozpaczy. W ogóle zwiedzanie miast z samego rana raczej nie jest najlepszym doświadczeniem, tak tego konkretnego było najgorszym. Wszędzie, ale dosłownie wszędzie walały się porozbijane butelki i śmieci, chodniki kleiły się od zaschniętych trunków, a w powietrzu unosił się zapaszek piwa i wymiocin. Gdzieniegdzie pałętały się jeszcze grupki imprezowych niedobitków, a służby miejskie dopiero zabierały się do sprzątania całego tego bałaganu. Doszłam na nabrzeże rzeki i posiedziałam na ławeczce z widokiem na Ponte Luis I. Tam przynajmniej było już w miarę posprzątane. 


Potem postanowiłam iść na górę mostu, ale zamiast wybrać kolejkę jadącą na górę (zresztą chyba była jeszcze nieczynna), zaczęłam wchodzić schodkami i potem dalej uliczkami w okolicy mostu. Byłam w tej okolicy zupełnie sama, ale jakoś najpierw nie zwróciłam na to uwagi, w końcu rano, to może być pusto. Ale za chwilę, jak się zaczęłam rozglądać to stwierdziłam, że jestem w jakiejś wymarłej dzielnicy, wszystkie kamienice mają powybijane okna, niektóre są częściowo zawalone, gdzieniegdzie tylko widać, że są na dziko zamieszkiwane. Najpierw poczułam się dość nieswojo, a potem to przyznam, że zaczęła mnie ogarniać jakaś panika. Ogólnie dziwnie, być prawie w samym centrum miasta, a praktycznie jakby w wymarłym świecie :). Odetchnęłam, kiedy znalazłam ulicę prowadzącą do mostu i z daleka zobaczyłam jeżdżące samochody. Potem pochodziłam jeszcze po moście, poszłam na drugą stronę rzeki i tam też trochę pospacerowałam. 


Gdy zaczęło się zbliżać południe, ja już miałam raczej dość. Na domiar złego zrobiłam się bardzo głodna, a wszystko było pozamykane. Wiadomo, rano restauracje jeszcze nie pracują, ale myślę też, że wczorajsze święto spowodowało, że wszystkie lokale otwierano z opóźnieniem. Chcąc nie chcąc odwiedziłam McDonalds, gdzie przy kasie dowiedziałam się, że nie można płacić kartą, więc byłam zmuszona szukać jeszcze bankomatu. I nawet wifi nie działało :). Potem nie miałam już siły na dalsze zwiedzanie, więc wróciłam na lotnisko. Reasumując – w Porto nałożyło się na siebie kilka rzeczy, które uniemożliwiły mi cieszenie się z odwiedzenia tego miasta. Myślę jednak, że kiedyś dam mu drugą szansę.
Muszę jeszcze dodać, że lotnisko w Porto zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie. Wygodne siedzenia i leżanki, darmowe prysznice, miejsca do ładowania elektroniki na pewno ułatwiają oczekiwanie na samolot. Jedyny minus, że w lotniskowych knajpkach jest bardzo drogo, oczywiście porównując do innych lotnisk.

Komentarze

  1. Porto da sie lubic - tylko troszkę więcej czasu potrzeba. Napić się wina porto i zjeść lokalną rybkę - i od razu lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak sądzę :) Następnym razem, a myślę, że taki nastąpi, zaplanuję znacznie spokojniejszy pobyt.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz