Zima na Teneryfie - wokół wyspy w poszukiwaniu słońca

Lądowanie pewnego marcowego poranka na lotnisku Teneryfa North nie napawa optymizmem - leje. Ale co zrobić, szybkie wypożyczenie samochodu i w drogę. Na początek Playa de Las Teresitas, jedna z bardziej znanych plaż w północnej części wyspy. Znajduje się ona tuż obok stolicy Santa Cruz. Żeby się do niej dostać trzeba przejechać przez miasto. Normalnie pewnie nie przysparza to wielkich problemów, niestety ja trafiłam akurat na zamknięte prawie całe centrum miasta z powodu rozgrywanego właśnie triathlonu. Musiałam więc pobłądzić małymi uliczkami, żeby wszystko to objechać i trochę czasu tam straciłam. Na plus, że w międzyczasie przestało padać, ale niebo pozostało pochmurne. Gdy więc dotarłam na miejsce mogłam spokojnie pospacerować po plaży. Plażować tam nie planowałam, pogoda zresztą nie pozwała. Przede wszystkim zależało mi na wjechaniu na punkt widokowy znajdujący się nad plażą.


Malowniczo położone miasteczko San Andres, a w tle stolica - Santa Cruz.

Na dalszą część dnia nie było sprecyzowanego planu, to miał być taki najluźniejszy dzień na wyspie, przeznaczony głównie na plażowanie, jeśli się będzie dało. Obieram więc kierunek południe w nadziei, że tam będzie lepsza pogoda. Tym razem przejazd przez Santa Cruz był ułatwiony, bo odkryłam, że mój samochód posiada nawigację, której nie miało być. Na południe, do głównych kurortów Teneryfy prowadzi autostrada, więc kilkadziesiąt kilometrów pokonuje się błyskawicznie. W Costa Adeje udaje mi się zaparkować przy samej plaży. Jest bardzo ciepło, ale nadal pochmurnie. Decyduję się więc na długi spacer wzdłuż wybrzeża aż do Los Cristianos. Los Cristianos mi się podoba, oczywiście to typowo turystyczne miasteczko, ale ładne, malowniczo położone na zboczu wzgórza.


Po lekkim posiłku spacer powrotny. Sąsiednie Playa de la Americas i zwłaszcza Costa Adeje to już inny klimat, z wielkimi molochami hotelowymi, większość nadmorskich knajp to praktycznie fastfoody z pizzą, fish&chips czy hamburgerami i nieprzyjemnie nagabującą obsługą. Tu jednak wreszcie wychodzi słońce i robi się prawdziwy upał. Pora na trochę plażowania.


Późnym popołudniem przychodzi pora na ponowne przedostanie się na nocleg na północ wyspy, a dokładnie do Puerto de la Cruz. Ponieważ pogoda zrobiła się piękna postanawiam pojechać nie autostradą, ale bardziej widokową drogą po zachodniej stronie wyspy i po drodze zobaczyć klify los Gigantes.

Widok z punktu widokowego położonego ponad Puerto de Santiago. Dobre punkty widokowe są też niżej nad samym oceanem, ale niestety z powodu jakichś uroczystości sporo ulic w miasteczku było zamknięte i tworzyły się duże korki, więc nie było sensu tam zjeżdżać.

Później kieruję się już na północ, drogą TF-82 przez Santiago del Teide. Tutaj jest to już poważna górska droga z wieloma serpentynami, więc przejazd trwa oczywiście odpowiednio dłużej. Pierwszy dzień, a już udało mi się okrążyć prawie całą wyspę. Wreszcie dojeżdżam do Puerto de la Cruz i melduję się w hotelu Bellavista Mirador. Hotel jak hotel, czasy świetności ma za sobą, ale nie jest zły, a jego niezaprzeczalną zaletą jest wspaniały widok z okna i szum fal oceanu gratis.

Komentarze