
Po lekkim szaleństwie, skakaniu, zjeżdżaniu piasek miałam wszędzie, co
gorsze cały aparat też w nim był. Wyczyściłam jak się dało i udałam się
już na spokojniejszy spacer. Jednak chodzenie po wydmach jest dość
męczące, więc po jakimś czasie zeszłam z piasku na promenadę nad wydmami
i spacerem wróciłam w stronę samochodu zaparkowanego przy plaży w
Maspalomas.
Wieczorem pojechałam do oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów (ale cały czas autostradą) klimatycznego miasteczka Puerto de Mogan. Niewielka marina otoczona białymi domkami, kanały, kolorowe detale, kwiaty sprawiają, że jest tam naprawdę pięknie.
Wrócić do Maspalomas postanowiłam nie autostradą, ale widokową drogą nad
oceanem. Niestety zapał już zmrok, więc wielkich widoków nie było, ale
muszę powiedzieć, że droga robi wrażenie, tutaj wybrzeże jest skaliste i
prawie cały czas jedzie się mając z jednej strony pionowe skały, a z
drugiej przepaść i ocean w dole. Po drodze mija się ujścia dużych
wąwozów (np Tauro, Taurito, Amadores, Puerto Rico), w których ulokowały
się wielkie kompleksy hotelowe. Szczerze mówiąc, wieczorem zwłaszcza
robią dość przygnębiające wrażenie. Ogromne budynki, poprzyklejane do
skalnych ścian wieczorem wyglądają na całkiem wymarłe. Jakoś trudno mi
wyobrazić sobie udane wczasy tam, w miejscu gdzie poza plażą nie ma
nawet gdzie pójść na spacer. Ale tysiące gości przyjeżdżających do
luksusowych hoteli zdaje się tego nie potwierdzać :)
Komentarze
Prześlij komentarz